Menu Zamknij

Dżibuti - czyli ciocia Anna w podróży na Księżyc

Autorka gościnna: Anna Nilsson Spets

Nie chodziło wcale o Dżibuti, ale o Erytreę, ale po zbyt wielu kłopotach z zamkniętym krajem i trudnościach w uzyskaniu sensownych informacji, poddałem się, zarezerwowałem wycieczkę na Seszele, ale nie widziałem siebie pasującego tam między uśmiechniętymi nowożeńcami.  

Tweet
Udostępnij
Udostępnij
Pinezka
Udostępnij
Udostępnij

Wygooglowałem mapę i wybór padł na Dżibuti, mały pustynny kraj wciśnięty między Somalię, Etiopię i Erytreę. Żadna ze znanych mi osób nie wiedziała, gdzie to jest, a ja byłem głupcem, podróżując tam samemu. Jest to jeden z najrzadziej odwiedzanych krajów na świecie.  

Dżibuti to dawna kolonia francuska, obecnie niepodległa republika, choć nie bez problemów w zakresie polityki, infrastruktury i napływu uchodźców. Po wylądowaniu po locie Bruksela-Addis Abeba-Dżibuti (stolica nazywa się tak samo jak kraj), suchy upał uderzył mnie jak cios w twarz. Spotkałem się z moim lokalnym przewodnikiem na następne pięć dni; Moussa, który okazał się świetnym facetem i zaopiekował się mną, jakbym był jego typem mamy. Zameldowałem się w hotelu City w spokojnej dzielnicy Heron, 50 dolarów za noc. 

Następnego ranka odbiera mnie Moussa i równie wesoły kierowca. Mijamy ogromne doki portowe, wszystkie należące do zagranicznych właścicieli. Asfaltowa droga jest początkowo całkiem dobra, a ja poznaję niebieskie róże Dżibuti. Niebieskie róże to te wszystkie tysiące cienkich niebieskich plastikowych toreb przyklejonych do krzaków i drzew. Wzdłuż drogi ustawiają się ciężarówki, tlą się hałdy śmieci, a miejscowi rozpoczęli dzień handlu ulicznego. 

Na półpustyni między górami rozrzucone są duże obozy wojskowe obcych wojsk, ale poza tym nie ma tam zbyt wielu budynków. Asfalt zamienia się w kamień i piasek.  

Djibouti

Plaża Arta to zapomniana przez Boga dziura z kilkoma kamiennymi domami i toaletą z blachy falistej, do której wciskam się, aby przebrać się w strój kąpielowy, starając się nie wdepnąć w zbyt brudną dziurę na siku i kupę. 

Djibouti
Djibouti

Na błękitnej fali szukamy wieloryba! Mały silnik zaburtowy delikatnie się porusza i po około godzinie widzimy falę i cień. Tutaj nurkowanie z rekinami wielorybimi odbywa się w sposób etyczny, bez gonienia zwierząt i z zachowaniem dystansu.

Zakładam maskę i płetwy, zanurzam się w morzu jak najgorszy mors, widzę rekina wielorybiego z daleka i nurkuję w jego kierunku. To samotne zwierzę o długości około 7 metrów. W ogóle nie zwraca na nas uwagi, jego płetwa grzbietowa dotyka mojego brzucha i prawie zapominam oddychać, takie COOL. Za rekinem wielorybim podąża grupa kolorowych ryb. Później widzimy jeszcze dwa rekiny wielorybie, ale zostawiamy je w spokoju. 

Rekin wielorybi to największy gatunek rekina ze wszystkich, dorastający do 12 metrów, żywiący się planktonem, mniejszymi rybami i rybimi jajami, to przyjazne zwierzę nie ma się czego bać.  

Na wieczorny posiłek poprosiłem o rybę. Moussa, ja i dwóch Francuzów jedziemy do serca miasta, restauracja rybna ma wielką zamrażarkę z otwartą pokrywą i na wpół rozmrożone ryby z głupimi białymi oczami. Poddajemy się i wybieramy inną restaurację.  

Dzień 2 zaczyna się od minaretu, mój sąsiad, który mieszka w szopie na podwórku, rozkłada matę modlitewną i zwraca się w stronę Mekki. Melodia rozbrzmiewa nad miastem i zaczyna się nowy dzień. 

Pakuję sprzęt do pływania i udaję się na wyspę Moucha na całodniowe pływanie i snorkeling. Duża grupa delfinów podąża za łodzią. Wyspa ma 3 km długości i około 20 mieszkańców, podróż łodzią trwa godzinę, a odbiera się ją po południu. 

Djibouti

Nurkowanie z rurką było w porządku, ale nie najlepsze, głównie małe ryby. W Moucha serwowane jest danie dnia, jest to również jedyne danie, sos mięsny i spaghetti. Potem robię sobie sjestę pod markizami. Zakwaterowanie jest dostępne w małych kamiennych domkach. 

Dzień 3, na drogach z samochodem 4W. Cieszę się, że nie wynająłem własnego samochodu na ten cały dzień, drogi są pełne głębokich dziur, a czasem czystego piasku. GPS nie działa, ale mój kierowca dokładnie wie, gdzie i jak. Tydzień przed moim przybyciem do Dżibuti padały obfite deszcze i utworzyły się duże jeziora z brązową wodą, trawa wyglądała trochę bardziej zielono. Nie jestem geologiem, ale podróżujemy po czymś, co miliony lat temu było dnem morskim.  

Djibouti

Wielbłądy są używane do transportu i dla ich mleka, nie jeździ się na nich. I nie, ten statek pustyni nie jest wyczerpany pragnieniem, on jest postrzelony! 

Djibouti

W Dhikil, zakurzonej dziurze, zatrzymujemy się, a kierowca kupuje khat, narkotyk, który prawie wszyscy mężczyźni żują jako środek pobudzający i tłumiący głód. Liście skrobie się, żuje, formuje kulkę i trzyma w policzku jak chomik. Dzienna dawka kosztuje 5 dolarów. 

Djibouti
Djibouti

Kupuję sobie PYJAMAS, jak nazywają się te proste sukienki. Wybieram materiał, jest uszyta i kosztuje 5 dolarów. Jestem ubrana na sukces. 

Djibouti

Ze względu na klimat kraju bardzo trudno jest cokolwiek wyhodować, prawie wszystko jest importowane. 

Fauna również nie jest zbyt liczna, kiedyś były tu zarówno słonie, jak i żyrafy, ale przeniosły się na bardziej zielone tereny. Za akacjami można zobaczyć nieśmiałą gazelę Granta, a na piasku odpoczywają antylopy Beira. 

Djibouti

Wysadzając góry starożytnych gruzów wulkanicznych, czuję się, jakbym stał na szczycie świata. Jesteśmy teraz blisko granicy z Etiopią. 

Djibouti

Słońce zaczyna zachodzić i docieramy do Lac Abbe o zmierzchu. Niespotykany spektakl. Ludzie Afar zaganiają osły do domu, dzik biegnie, a za nim tworzy się chmura pyłu. 

Djibouti

Nocleg w pustynnym obozie, jedynym w tym cudownym krajobrazie. Spanie w namiocie lub kamiennej chacie, jest ciemno jak w smole i tylko gwiazdy migoczą. Tutaj jesteś tak daleko od cywilizacji, jak to tylko możliwe, a kontakt ze światem zewnętrznym jest możliwy tylko przez telefon satelitarny. 

Djibouti

Czwartego dnia wstajemy w chlewie i jemy proste śniadanie. Pojawiają się pierwsze promienie słońca, a dziwne wapienne klify wznoszą się wysoko jak przerażające cienie, najwyższy ma 45 metrów. Para szakali bawi się w piasku. 

Są tu setki kominów i szybko zdaję sobie sprawę, dlaczego tak się nazywają. Z gorących źródeł opary siarki są przenoszone przez wydrążone ściany skalne, a dym unosi się w niebo. Woda w źródłach ma temperaturę 80 stopni Celsjusza. Właśnie tutaj, w Trójkącie Afar / Depresji Afar, dochodzi do przemieszczenia między trzema płytami tektonicznymi, podziemne źródła wody wypychają magmę, tworzą się skały.   

To jak być na Księżycu. Lub, jak uważają naukowcy, jest to kolebka ludzkości. 

Djibouti

Samo słone jezioro jest jednym z sześciu połączonych ze sobą jezior, z dużym stadem flamingów zanurzających palce w wodzie. Jezioro ma 19 km długości i 17 km szerokości. 

Istnieje plotka, która okazała się fałszywa; że Planeta Małp 1968 została nakręcona tutaj, ale tak czy inaczej, to jak być na innej planecie, bez małp. 

Djibouti
Anna Nilsson Spets

Śledź Annę tutaj:

Sverige

Anna Nilsson Spets

Ponad 60-letnia kobieta od zawsze kochająca Afrykę. Wyemigrowała do Flandrii w Belgii i na co dzień zajmuje się roślinami. Pisze, robi zdjęcia i stara się inspirować innych do podróżowania na własną rękę. Bloguje na "Anna's mix" o podróżach, pracy, roślinach, pisaniu i nie tylko.

Zapisz się do naszego newslettera