Autorka gościnna: Anna Nilsson Spets
Tak, mieszkam tutaj, nie w Brukseli, ale około godziny drogi stąd. Czternaście lat temu poszedłem za głosem serca i zostawiłem wszystko i Szwecję, to było 1 kwietnia, to mówi wszystko.
Istnieje wiele ukrytych klejnotów w BrukselaMiejsca, które nie są odwiedzane przez zwykłych turystów, którzy wolą oglądać siusiającego chłopca lub Wielki Plac.
Moją ulubioną jest Marollen, najstarsza dzielnica miasta, która leży między majestatycznym Pałacem Sprawiedliwości a senną Stacją Południową.
Marolles ma ciekawą historię sięgającą średniowiecza, kiedy to zbudowano tu klasztory, a zakon braci pomagał biednym w okolicy.
Krótko przed II wojną światową przybyło tu wielu emigrantów: Hiszpanów i polskich Żydów. Od tego czasu zawsze istniała tu mieszanka różnych narodowości i mają oni swój własny dialekt. Jest to mieszanka dialektu brabanckiego i walońskiego, z elementami hiszpańskiego i jidysz. W przeciwnym razie słyszy się głównie francuski.
Większość Marollen obraca się wokół placu Vossenplein/Place du jeu de Balle. Pod samym placem znajduje się duży schron z czasów II wojny światowej, w pełni wyposażony w toalety, umywalnie i łóżka. Schron jest obecnie chronionym dziedzictwem kulturowym.
Na początku XX wieku znajdował się tu publiczny prysznic, który został przeniesiony do innego budynku w 1949 roku.
Vossenplein jest domem dla pchlego targu, który działa od 1873 roku.
Pchli targ czynny jest codziennie w godzinach 9-14, w weekendy do 15.00.
To tutaj 17-letni Tintin kupił model statku Jednorożec na początku komiksu Tajemnica Jednorożca. Tintin jest tutaj wielkim bohaterem narodowym, który był nawet w sądzie. Sprawa sądowa dotyczyła książki Tintin w Kongo i jej elementów kolonialnych. Belgijskie postępy w Kongu to wciąż otwarta rana.
Prawdopodobnie można nazwać pchli targ optymalnym festiwalem folkowym, około 300 sprzedawców i można znaleźć prawie WSZYSTKO. Ceny są dość wysokie.
Na placu wszystko może się zdarzyć, Roma gra radosną muzykę i zaprasza ludzi do tańca i śpiewania.
Żałuję jednak, że nie wpadłem na światowej sławy muzyka jazzowego Tootsa Thielemansa, który urodził się tutaj i pozostał wierny swojemu Marollen.
Jedzenie, typowym daniem na rynku jest caracol, skorupa rogu wieloryba gotowana w pikantnym bulionie.
Albo dlaczego nie nasze prawie narodowe danie, małże z frittjes i górą majonezu. Belgowie nie mogą żyć bez majonezu. Ten gulasz jest jednak domowej roboty. Jemy małże tak często jak Szwedzi klopsiki, każde gospodarstwo domowe ma swój własny przepis. Mój również.
Wokół pchlego targu znajduje się wiele kawiarni, kawiarnia w Belgii nie jest kawiarnią z dużą ilością dobrych ciast i bułek, zamiast tego pomyśl o pubie. To część codziennego życia tutaj, że bierzesz pintje, piwo i mamy ich mnóstwo.
Historia głosi, że tuż po II wojnie światowej panowały poważne trudności i mówi się, że właściciele kawiarni pozwalali ludziom spać w swoich kawiarniach. Nad stołem zawieszali kabel, na którym nocni klienci mogli położyć ręce i spędzić noc w zawieszeniu.
Lubisz murale i graffiti? Jest ich tu mnóstwo.
Marollen to wieloetniczne miasto, którego ulice pełne są sklepów z żywnością ze wszystkich zakątków świata. Modne sklepy z antykami i galerie mieszają się z jeszcze większą liczbą kawiarni. Miasto jest odrapane, zużyte i nie mieszkają tu osoby o wysokich dochodach, ale nie brakuje tu pulsu.
Jeśli jesteś rannym ptaszkiem w niedzielę, na Station Zuid / Station Syd znajduje się duży targ, który nazywa się Zuidmarkt i trwa od 7 do 14.
Niezwykle duży rynek z żywnością z Bliskiego Wschodu, Afryki i krajów śródziemnomorskich.
Oczywiście sprzedawane są również nasze lokalne produkty.
Ubrania, artykuły gospodarstwa domowego i rośliny na minutę, owoce, których nazwy nawet nie znasz.
Na rynku panuje bałagan, a podstawową zasadą wśród sprzedawców wydaje się być "krzycz najgłośniej i sprzedawaj najwięcej".
Bruksela jest duża, a Marolles to tylko jedno z wielu ekscytujących miejsc do odwiedzenia.
Do widzenia! (Do zobaczenia!)
Tylko Brytyjczycy mówi:
Jak miło mieć kogoś, kto pisze flamandzkimi nazwami i słowami, a nie tylko francuskimi. Bruksela jest w końcu stolicą Flandrii, nawet jeśli dziś wieczorami nie słychać zbyt wiele, gdy urzędnicy wrócili do domów w sąsiednich gminach. Lubię też Marollen i jeden z moich ulubionych sklepów New De Wolfe.
29 kwietnia 2023 r. - 10:08
Anna Nilsson Spets mówi:
Haha, tak ty.... to nigdy nie ma sensu. Mieszkam we flamandzkojęzycznej części kraju i mój francuski jest dość słaby, a próba mówienia po flamandzku w Brukseli nie jest sukcesem. Uwielbiam Marollen i Matonge
29 kwietnia 2023 r. - 18:41
BP mówi:
Znowu to samo - flamandzki czy francuski? Mam przyjaciela, który mieszka poza Brukselą. Powiedział mi, że belgijski rząd nigdy nie może dojść do porozumienia. Rywalizacja między Flamandami i Walonami jest tak silna, że po prostu nie mogą dojść do porozumienia. Innymi słowy, nic nie udaje się zrobić. A Walonowie patrzą z góry na Flamandów...
Byłem w Brukseli tylko raz. Muszę powiedzieć, że miasto było dość zniszczone i strasznie brudne. Wyjaśnienie było takie, że dwie grupy etniczne nie dogadują się ze sobą.
Natomiast jeśli chodzi o jedzenie, to Belgia dostaje pięć z plusem:-) Trochę zabawne było to, że do małży dostaje się frytki i majonez, a wszystko je się łyżką...
Dzięki za zabawny i interesujący post.
29 kwietnia 2023 r. - 16:14
Anna Nilsson Spets mówi:
Ja też nigdy nie mogę tego zrozumieć, rok w rok jest dużo zamieszania i nic nie ma sensu. I tak, Bruksela jest zużyta, zwłaszcza przedmieścia, które nigdy nie są odnawiane. Jedzenie, cóż, myślę, że jest zbyt tłuste lub zbyt słodkie, ale małże i ostrygi są świetne. Cieszę się, że post się podobał.
29 kwietnia 2023 r. - 18:44