Autorka gościnna: Anna Nilsson Spets
Kiedy byłem młody, około 100 lat temu, odbyłem długą podróż po Afryce Zachodniej, nadszedł czas powrotu. Mapy Google pokazują mi maleńką wyspę u wybrzeży Senegalu. Moją słabością są wyspy. I kawa. I baobaby.
Lądowanie w środku nocy w Dakarze, gdzie jest mój pojazd?
Na zewnątrz jest chyba z setka ludzi, wszyscy krzyczą TAXI TAXI!!! i machają rękami. Facet pomaga mi zadzwonić do zarezerwowanego noclegu, stróż nocny nie wie nic o pickupie. 55 kilometrów dalej jadę i jako wielki zwolennik bezpieczeństwa poświęcam się i wskakuję do czarnej taksówki z dwoma młodymi chłopakami. W tym momencie wszystko może się zdarzyć, nie mam pojęcia, gdzie jestem, dokąd jadę ani dokąd oni jadą, a wszystko jest czarne jak smoła.
Czarna taksówka znajduje adres dopiero o czwartej nad ranem i wtedy zaczyna się dyskusja na temat płatności, która kończy się tym, że mówię im, żeby poszli do diabła. Wiedziałem mniej więcej, ile to kosztuje, a oni chcieli dwa razy tyle plus 20 euro za rozmowy telefoniczne, nie ma mowy.
Toubab Diablo okazuje się niezwykle zakurzoną dziurą, w której nie ma nic do zobaczenia ani zrobienia. Leniuchuję, odpoczywając w kwaterze airbnb, która jest całkowicie w porządku. Pomysł polegał głównie na zatrzymaniu się tutaj, aby kontynuować podróż na południe wzdłuż wybrzeża. Woda jest lodowato zimna, a plaża pełna śmieci.
Jest tam rozpaczliwie biednie, a dzieci są zasmarkane, mają choroby oczu i od czasu do czasu wyskubuje się im wszy z głów. Źródłem utrzymania jest drobny handel i rybołówstwo.
Następnym celem jest Joal-Fadithou, do którego zawozi mnie zdezelowana taksówka, a kierowca prawdopodobnie ma licencję z pudełka po płatkach śniadaniowych. Pan Rastaman włącza muzykę reggae i pokonujemy kolejne kilometry.
Joal-Fadithou to dwa połączone miasta, Joal znajduje się na stałym lądzie, a do Fadithou prowadzi 400-metrowa kładka. Zamelduj się w bardzo prostym miejscu z słabą elektrycznością i prysznicem w postaci węża z zimną wodą. Widok na ptasie jezioro z bogatym życiem ptaków zasługuje na kilka plusów.
Samo miasto nie jest niczym szczególnym, typowe nadmorskie miasteczko, które żyje z rybołówstwa i wędzarni ryb, która tętni życiem dzień i noc.
Najstarszy baobab w Senegalu ma wiele do powiedzenia, być może więcej niż samozwańczy przewodnik, który chce mi pokazać drzewo. Angielski był hmmm, dość ograniczony, podobnie jak mój francuski.
Drzewo ma 850 lat i 32 metry obwodu. Podjęto tu wiele ważnych decyzji, jest to naturalne miejsce spotkań mieszkańców wioski, którzy rok po roku słuchają opowieści i legend. To konkretne drzewo jest dziuplaste i kiedyś było więzieniem.
Wchodzę do środka, wnętrze ma wymiary 3 x 3 metry, a nietoperze wlatują i wylatują. Dziwne uczucie stać wewnątrz drzewa.
Gorzej było, gdy wychodziłem.
Drzewa baobabu należy do afrykańskich opowieści o stworzeniu, każdy kraj z tymi drzewami ma swoje historie. Baobab ma magiczną moc, drzewom składa się ofiary i wszystkie mają swoje imiona.
Jabłoń to inna nazwa, wszystkie jej części są wykorzystywane w taki czy inny sposób. Kora wykorzystywana jest w medycynie, włókna na liny i struny do instrumentów, a sok na klej. Owoce są użyteczne, a raczej suchy miąższ jest mieszany z wodą w celu przygotowania orzeźwiającego napoju. Nasiona mogą być spożywane na surowo, prażone lub mielone na mąkę. Małpy lubią owoce, stąd ich nazwa.
Fadithou jest interesująca, nazywana jest Wyspą Muszli, ponieważ przez setki lat ludzie jedli muszle, a następnie używali ich do budowy ścieżek, dróg i materiałów budowlanych. Muszle chrzęszczą pod stopami.
90 procent mieszkańców to chrześcijanie, pozostali to muzułmanie i wyznawcy innych religii. Znajduje się tu zarówno kościół, jak i meczet, a cmentarz jest miejscem, gdzie ludzie wszystkich wyznań spoczywają razem.
Harmonia na Snäckön jest zauważalna.
Podróż kontynuowana jest na inną wyspę o bardzo dysharmonijnej historii.
BP mówi:
Muszę powiedzieć, że ta część Senegalu jest kopią Gambii. Włączając w to Toubab, które słyszeliśmy z ust każdego Gambijczyka przez dwa tygodnie. Po tym czasie utwierdziliśmy się w przekonaniu, że jesteśmy "białymi Europejczykami"...
Drzewo było fascynujące. To nie mogło być "wygodne" więzienie, ale ta powierzchnia...
Czarne taksówki i czarne samochody/motocykle były również powszechne w Gambii. Zaletą było to, że wszyscy mówili po angielsku. Myślę, że te dwa kraje były w konflikcie na początku lat 80-tych, ponieważ pamiętam, że senegalscy żołnierze mieli duże koszary w stolicy Bandżulu.
Zdjęcie trzech dżentelmenów jest główną atrakcją. Wygląda na to, że swoje "akcesoria" otrzymali od podróżujących "toubabów" m.in. ze Szkocji i Szwecji ;-)
14 listopada 2023 r. - 19:06
Anna Nilsson Spets mówi:
Cześć! Dzięki za ponowne przeczytanie... Nigdy nie byłem w Gambii, ale zdałem sobie sprawę, że te kraje mają podobieństwa. Panowie również byli bardzo mili! Miłej zabawy
15 listopada 2023 r. - 6:06