Menu Zamknij

Ciocia Anna na wakacjach u gospodyni domowej w Paryżu

Reklama

Autorka gościnna: Anna Nilsson Spets

Pamiętasz słowo "wakacje gospodyni domowej"? Wakacje gospodyni domowej były sposobem dla przepracowanych kobiet na uzyskanie wolnego czasu i były powszechne w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.

Tweet
Udostępnij
Udostępnij
Pinezka
Udostępnij
Udostępnij

Dość szybko zdecydowałam się na urlop gospodyni domowej, ale nie w jakimś domu wypoczynkowym na wsi, tylko wręcz przeciwnie, z patelni w ogień i pojechałam do Paryża. Wierzcie lub nie, ale nigdy tam nie byłam.

Pociąg Eurostar z Brukseli jedzie 1,20 minuty, a po dotarciu na miejsce zaczynam od najbardziej typowej rzeczy dla Paryżan; kawy w kawiarni na świeżym powietrzu.

Następnie szukam najbliższego przystanku autobusu hop on hop off, przygoda może się rozpocząć.

Dobrze jest mieć te autobusy, można uzyskać dobry przegląd miasta, nawet jeśli siedzenie na dachu autobusu wydaje się nieco zbyt turystyczne.

Omijam Operę, omijam Luwr, gdy widzę kolejki, hu vale, stojąc godzinę w kolejce, by zobaczyć uśmiechniętą, z pewnością światowej sławy kobietę, mogę to pominąć.

W Notre Dame wysiadam. Po tragicznym pożarze katedra jest niestety otoczona wysokimi płotami i rusztowaniami.

Katedra zostanie otwarta z wielkim hukiem dopiero w grudniu.

Dzisiejszy teatr uliczny z bardzo zakurzonymi kukiełkami przedstawia lwa i mysz. Starszy, zmęczony wujek błaga o jedzenie dla swojego psa.

I bez wątpienia wkrótce, gdy rozpoczną się Igrzyska Olimpijskie, będzie jeszcze więcej. Na dobre i na złe, cały Paryż ma olimpijski smak.

Wzdłuż Sekwany legendarny napis został przemalowany; proponowano jego całkowite usunięcie na czas Igrzysk Olimpijskich, ale wywołało to oburzenie i napis pozostał.

W Hallarna jest duży ruch, handel narkotykami jest w pełnym rozkwicie i prawdopodobnie nie wybrałbym się tu późno w nocy. 

To błoga mieszanka różnych narodowości, do tańca przygrywa kolorowy chór.

Autobus zatrzymuje się następnie na Montmartre, gdzie spędzę dwie noce w małym hotelu pośrodku niczego.

Po zameldowaniu się, zarzucam plecy na ramiona i wspinam się po wszystkich (cholernych) schodach do Sacré-Coeur.

Było warto, każdy krok, zapierający dech w piersiach widok na miasto.

Wewnątrz bazyliki odbywa się msza z komunią, wierni siedzą w oddzielnej części, a my, niewierni, możemy obserwować i śledzić wszystko z daleka.

Zakonnica śpiewa tak pięknie, że płaczą aniołowie niebios, ze strychu organów dochodzą stłumione nuty, a ja myślę o moim ojcu kantorze, na pewno chciałby tam grać.

Mój pierwszy dzień wakacji jako gospodyni domowa kończy się trzydaniowym posiłkiem, zakończonym ogromnym crème brûlée, który owija się wokół mojego serca jak wata.

Paryż nigdy nie wydaje się spać, śmieciarze grzechoczą pojemnikami rano, nowy dzień może się rozpocząć.

Trzygwiazdkowy hotel zdecydowanie nie ma klimatyzacji, na szczęście nie jest tak gorąco. Śniadanie w hotelu było ok, ale nie jestem wielkim fanem małych pojedynczych porcji ciasta z masłem i serem.

Kawa smakuje jak gówno, więc idę przez małe brukowane uliczki Montmartre, prawdziwa kawa i kolejny rogalik się ślizgają.

A w samym środku Montmartre znajduje się winnica! Niestety niedostępna dla zwiedzających.

Na Place du Tertre, placu artystów, karykaturzyści wciąż się nie obudzili.

Ale jest o wiele więcej do oglądania; piękne murale, kolorowe drzwi, które wkrótce zostaną otwarte dla dzisiejszego tłumu turystów.

Afrykańskie dzielnice pokazują zupełnie inną stronę Paryża, to tak jakby przyjechać do Dakar lub Dar es Salaam.

Jest tu bałagan i niekończąca się plątanina sklepów. Można tu zrobić sobie nową fryzurę, poprosić krawca o uszycie kolorowego boubou, kupić typowe warzywa korzeniowe, takie jak taro, kasawa i bataty.

Zapachy ryb i mięsa mieszają się z zapachami dojrzałego mango i papai.

Afryka, moja Afryka, pragnę tam pojechać.

Wpisuję Père Lachaise w google maps, hej presto, 5 kilometrów żeby zobaczyć cmentarz?

Chodzę i chodzę, bolą mnie stopy i tankuję więcej kofeiny, w Bellevue sengales myśli, że mam ładną afrykańską sukienkę i chce mi kupić kawę.

Na cmentarzu czas jakby zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Groby są niemal ułożone jeden na drugim i nie wyglądają na zadbane, ale nawet pokryte mchem nagrobki z zakurzonymi plastikowymi dekoracjami mają swój urok.

Jest tu zielono i chłodno, nie dociera tu hałas miasta. Père Lachaise jest niezwykle duży i podzielony na sekcje i ulice. 70 000 zmarłych spoczywa w kolumbariach lub grobowcach ziemnych.

Cmentarz jest główną atrakcją turystyczną, ponieważ spoczywa tu wiele znanych osób; Jim Morrison, Edit Piaf i Oscar Wilde to tylko niektóre z najczęściej odwiedzanych miejsc.

Nie, nie zamierzam wracać pieszo 5 km, wsiadam w metro i zaczynam jadąc w złą stronę. Wysiadam w Havre i kupuję bilet na rejs po Sekwanie. 

Moja torba jest sprawdzana po raz co najmniej dziesiąty, bezpieczeństwo jest teraz wysokie przed Igrzyskami Olimpijskimi.

Wielka łódź mknie po rzece, mijając różne zabytki, nowe konstrukcje na Olimpiadę.

Sporadyczne namioty i miejsca do spania przycupnęły pod mostami i wzdłuż nabrzeża. Po 45 minutach zawracamy i udajemy się w przeciwnym kierunku, mijając Wieżę Eiffla, która również została udekorowana z okazji zbliżających się igrzysk.

Jest dużo instagramowania i tik-takowania, moczę stopy i zastanawiam się, jak będę w stanie przejść kilka kilometrów z powrotem.

Na stacji metra Montmartre, Hare Krishna grzechocze, łącząc dwóch ulicznych performerów z zupełnie innego gatunku, oferując zachwycającą mieszankę.

Ostatni posiłek, cóż, to była absurdalnie smaczna pizza neapolitańska i znikająco dobre i drogie lody z makaronem.

W poranek mojego wyjazdu udaję się na Gare de Nord, aby złapać pociąg do domu, gdzie poranek właśnie się rozpoczął, a bezdomni potrząsają zmęczonymi kończynami i zmywają noc w publicznym kranie.

Ciężkie życie na ulicach dla nieudokumentowanych imigrantów, uzależnionych i żebraków.

W północnej części Paryża znajduje się obóz, w którym mieszka ponad tysiąc bezdomnych, odkąd miasto zostało oczyszczone na Igrzyska Olimpijskie, ale w centrum miasta jest też wielu uzależnionych, zamrożonych w stanie wahania po zażyciu cracku lub ICE.

Dwa pełne dni w Paryżu minęły, widziałem przód medalu i wiele części jego tyłu.

Zarysowałem powierzchnię, widziałem i zrobiłem wiele i zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie mogłem spędzić kilka dni więcej jako gospodyni domowa.

Anna Nilsson Spets

Śledź Annę tutaj:

Sverige

Anna Nilsson Spets

Ponad 60-letnia kobieta od zawsze kochająca Afrykę. Wyemigrowała do Flandrii w Belgii i na co dzień zajmuje się roślinami. Pisze, robi zdjęcia i stara się inspirować innych do podróżowania na własną rękę. Bloguje na "Anna's mix" o podróżach, pracy, roślinach, pisaniu i nie tylko.

Zapisz się do naszego newslettera